poniedziałek, 20 lipca 2015

Kallosowe starcie


Cześć dziewczyny :)

Dawno mnie tu nie było, niestety sesja zabrała mi czas zarówno na pisanie postów jak i na większe włosowe eksperymenty... ale juz wracam do bloga :) Od dłuższego czasu czytając wiele blogów włosomaniaczek natykałam się na bardzo dobre opinie na temat masek kallos. Nie byłabym sobą gdybym nie zechciała sprawdzić ich na własnych włosach :D i tak stałam się posiadaczką dwóch masek:


  • kallos latte
  • kallos jasmine





Zacznę od ulubieńca większości czyli kallosa latte







Konsystencja produktu:

Maska przypomina mi gęsty żel do włosów, ma mleczny kolor. Łatwo nakłada się na włosy i nie trzeba jej wiele aby dokładnie pokryć pasma na całej długości. Dzięki temu jest bardzo wydajna, jak widać na zdjęciu ubytek nie jest zbyt duży, a powstał przy przynajmniej 10 użyciach.

Zastrzeżenia

Maska samodzielnie niewiele robi z moimi włosami.. efekt jaki zauważyłam to znaczne ułatwienie rozczesywania włosów i ich zmiękczenie. Niestety maska ma okropny zapach, który jest straasznie silny. Ledwo ją otwieram a juz czuć ta chemię w całej łazience :( Bardzo mi nie pasuje do tego stopnia, że robi mi się od niego niedobrze. Cieszę się, że kierowana wrodzoną ostrożnością kupiłam małe opakowanie :)

Jednak pomimo miernego działania znalazłam na nią sposób, który zdradzę później :)

Teraz pora na kallosa jasmine:




Konsystencja:

Ten produkt ma zupełnie inną konsystencję, jest ona bardziej płynna niż kallos latte. przypomina bardziej rzadki krem do twarzy, wiem wiem dziwne skojarzenia ale kiepsko wychodzi mi opisywanie konsystencji :P Na zdjęciu widać większy ubytek jest to spowodowane zarówno mniejszą wydajnością jak i dłuższym użytkowaniem maski biorąc jednak pod uwagę, że mam ja już trzy miesiące to ubytek i tak nie jest taki duży.

Zapach i działanie:

Ta maska również nie dała spektakularnych efektów.. nieznaczne wygładzenie włosów, po jej użyciu końcówki włosów wydają się być mnie przesuszone. Ma ona o wiele przyjemniejszy zapach od maski latte, faktycznie przypomina zapachem jaśmin lecz również da się wyczuć chemiczne nuty. 

Z powodu okropnego zapachu wersji latte postanowiłam połączyć ją z jej jaśminową siostrą. Miałam nadzieję, że zapachy się zmieszają i razem będą trochę bardziej znośne ;) Niestety moje chytre podejście się w tym przypadku nie sprawdziło. Jednak odkryłam coś innego: połączenie masek sprawdziło się znacznie lepiej niż maski stosowane osobno :) Włosy stały się miękkie i bardzo sypkie, od dłuższego czasu poszukiwałam takiego efektu ponieważ moje włosy mają okropną tendencję do strączkowania. Efekt utrzymywał se ku mojemu zdziwieniu również po wizycie na dworze nawet przy silnym wietrze. Jestem zakochana w tym połączeniu ponieważ bardzo długo nie mogłam sobie poradzić z strączkowaniem i plątaniem się włosów, a nie jestem osobą, która ma cierpliwość  do ciągłego rozczesywania włosów. Pasma były również o wiele lepiej dociążone niż zwykle dzięki czemu miałam od nich względny spokój na wietrze :)
Naprawdę polecam to połączenie oraz eksperymentowanie z łączeniem masek kallos :)


Jakie są wasze opinie na temat masek tej firmy? Jesteście z nich zadowolone?



2 komentarze:

  1. Dobry sposob na polaczenie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię latte :)

    Zapraszam na konkurs: http://drogadoperfekcyjnychwlosow.blogspot.com/2015/07/konkurs.html

    OdpowiedzUsuń